"Zmienny smak miłości"
Piotr Głowacki
Wydawnictwo: Poligraf
Data wydania: 2018 rok
Ilość stron: 324
Z twórczością Pana Piotra Głowackiego mam już styczność po raz drugi. Pierwszy egzemplarz jaki został mi podarowany do dodania własnej opinii był całkiem niezłym tekstem, w moim odczuciu historia była w większości oparta na wojsku, a w tle pojawił się wątek miłosny. Ale nie o tym mowa w dzisiejszej recenzji. Przy „Zmiennym smaku miłości” po opisie na tylnej okładce można stwierdzić, że sytuacja się zmieni i na pierwszym planie pojawi się miłość, jestem ciekawa czy objawi się również wątek wyjęty z koszar. Po oprawie graficznej nie zapowiada się, żeby tak było, ponieważ prezentuje ona dwie kobiety pogrążone w namiętności, oraz mężczyznę. Kierując się zasadą – nie oceniaj książki po okładce, przechodzę do czytania. Czy lektura okaże się być interesująca, dowiecie się czytając dalej.
Piotr Głowacki urodzony w Lipnie w 1963 roku. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu podjął pracę jako dowódca plutonu w jednostce LEP w Żarach. W wyniku przemian ustrojowo-społecznych w Polsce w 1989 roku zrezygnował ze służby i kariery oficerskiej, a następnie przeniósł się do Elbląga, gdzie zatrudnił się jako poborca w Urzędzie Skarbowym. W tym czasie skończył studia magisterskie na WSP w Bydgoszczy i podyplomowe na kierunku administracja i zarządzanie. Obecnie mieszka i pracuje w Płocku.
"Anna energicznie otworzyła wejście i wpadliśmy do środka mieszkania. Zamek ponownie został zaryglowany. Nawet nie wiedziałem, kiedy staliśmy w objęciach i gorączkowo całowaliśmy się. To już nie były zwykłe pocałunki. To było istne szaleństwo z obu stron, to była już gra wstępna. Nasze ręce oplatały nasze ciała i przytulały nas do siebie. Po chwili znalazły się pod ubraniem. Ja chyba śnię – niedowierzałem. Ale to nie był sen. To czysta jawa. Na potwierdzenie tego trzymałem w rękach jej dorodne piersi. W tym momencie były moje – zdobywałem je.
Co za radość i podniecenie. Pieściłem je jak szalony. Dotykałem językiem i całowałem. Coraz mniej ubrań mieliśmy na sobie. W końcu poczułem jej owłosiony kwiatuszek. Moje serce waliło jak młotem. Jej noga oplotła mnie w udzie, a ręka trzymała za moją pełną męskość. W lekkim półmroku dotarliśmy do łóżka."
Mam bardzo mieszane przeczucia co do książki, z jednej strony jest ona odwrotnością „Miłość, seks… i podchorążowie”, a z drugiej strony czułam się jakbym czytała to samo, tylko w innych proporcjach. Główne dwa te same wątki powtarzają się i tu i tu, może stąd te odczucia. Przechodząc do części właściwej, na pierwszy rzut oka, oraz po spisie treści widać, że rozdziały są bardzo długie, co nie ułatwia czytania, nie zawsze ma się czas, aby przeczytać cały epizod jednym tchem, a potem gubi się wątek, gdy przerwie się w połowie. Język jest zrozumiały, przejrzysty, przyjazny czytelnikowi. Autor posiada bardzo lekkie pióro, chociaż czasami mam wrażenie jakby było za dużo opisów, przez co tempo fabuły drastycznie zwalnia.
Sama wartkość jest w umiarkowanym tempie, bywają nagłe zwroty akcji, które zresztą bardzo mi się podobały i które sprawiają, że historia galopuje na przód. Nie ma co się jednak za bardzo cieszyć, jedna jaskółka wiosny nie czyni, kilka nagłych zmian nie spowoduje, że lektura nabierze szybszego tempa. Lektura przepełniona jest wieloma przerozmaitymi emocjami, poczynając od tych pozytywnych a kończąc na tych negatywnych, jednym słowem jak w życiu – bardzo realnie. Podsumowując: książka w moim odczuciu byłam na podobnym poziomie jak jej poprzedniczka, tak jak pisałam już wyżej, czułam się jakbym czytała klona egzemplarza tylko w innych proporcjach i o zmodyfikowanej lekko historii. Można przeczytać.
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/02/olimpiada-czytelnicza-2020-podsumowanie.html
Piotr Głowacki urodzony w Lipnie w 1963 roku. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu podjął pracę jako dowódca plutonu w jednostce LEP w Żarach. W wyniku przemian ustrojowo-społecznych w Polsce w 1989 roku zrezygnował ze służby i kariery oficerskiej, a następnie przeniósł się do Elbląga, gdzie zatrudnił się jako poborca w Urzędzie Skarbowym. W tym czasie skończył studia magisterskie na WSP w Bydgoszczy i podyplomowe na kierunku administracja i zarządzanie. Obecnie mieszka i pracuje w Płocku.
"Anna energicznie otworzyła wejście i wpadliśmy do środka mieszkania. Zamek ponownie został zaryglowany. Nawet nie wiedziałem, kiedy staliśmy w objęciach i gorączkowo całowaliśmy się. To już nie były zwykłe pocałunki. To było istne szaleństwo z obu stron, to była już gra wstępna. Nasze ręce oplatały nasze ciała i przytulały nas do siebie. Po chwili znalazły się pod ubraniem. Ja chyba śnię – niedowierzałem. Ale to nie był sen. To czysta jawa. Na potwierdzenie tego trzymałem w rękach jej dorodne piersi. W tym momencie były moje – zdobywałem je.
Co za radość i podniecenie. Pieściłem je jak szalony. Dotykałem językiem i całowałem. Coraz mniej ubrań mieliśmy na sobie. W końcu poczułem jej owłosiony kwiatuszek. Moje serce waliło jak młotem. Jej noga oplotła mnie w udzie, a ręka trzymała za moją pełną męskość. W lekkim półmroku dotarliśmy do łóżka."
Mam bardzo mieszane przeczucia co do książki, z jednej strony jest ona odwrotnością „Miłość, seks… i podchorążowie”, a z drugiej strony czułam się jakbym czytała to samo, tylko w innych proporcjach. Główne dwa te same wątki powtarzają się i tu i tu, może stąd te odczucia. Przechodząc do części właściwej, na pierwszy rzut oka, oraz po spisie treści widać, że rozdziały są bardzo długie, co nie ułatwia czytania, nie zawsze ma się czas, aby przeczytać cały epizod jednym tchem, a potem gubi się wątek, gdy przerwie się w połowie. Język jest zrozumiały, przejrzysty, przyjazny czytelnikowi. Autor posiada bardzo lekkie pióro, chociaż czasami mam wrażenie jakby było za dużo opisów, przez co tempo fabuły drastycznie zwalnia.
Sama wartkość jest w umiarkowanym tempie, bywają nagłe zwroty akcji, które zresztą bardzo mi się podobały i które sprawiają, że historia galopuje na przód. Nie ma co się jednak za bardzo cieszyć, jedna jaskółka wiosny nie czyni, kilka nagłych zmian nie spowoduje, że lektura nabierze szybszego tempa. Lektura przepełniona jest wieloma przerozmaitymi emocjami, poczynając od tych pozytywnych a kończąc na tych negatywnych, jednym słowem jak w życiu – bardzo realnie. Podsumowując: książka w moim odczuciu byłam na podobnym poziomie jak jej poprzedniczka, tak jak pisałam już wyżej, czułam się jakbym czytała klona egzemplarza tylko w innych proporcjach i o zmodyfikowanej lekko historii. Można przeczytać.
Brak komentarzy: