"Ze snu..."

Maya M. Lancewicz








Dziękuję Wydawnictwu NowoCzesne za egzemplarz recenzencki.

Obce dłonie wędrują po Twoim ciele. Zaczynają swoją podróż od włosów, przechodzą przez talię, a kończą na udach. Ponieważ jesteś niewidoma, nie potrafisz dostrzec, kim jest ten ktoś, kto nawiedza Cię codziennie w nocy. Drżysz z przerażenia, natomiast ciśnienie podnosi Ci się do tego stopnia, że mimo iż w pomieszczeniu panuje chłód, Tobie jest gorąco, płoniesz. Dopadają Cię skrajne emocje: złość, panika, ból, niezrozumienie, bezradność, ale także ciekawość, ekscytacja, czy odrętwienie. Aż tu nagle czujesz silny napór na swoje ciało, wydajesz jęk-przerażenia, a może podniecenia? Czy słyszałeś już o najnowszej powieści dla dorosłych z pogranicza erotyka i romansu-”Ze snu”, autorstwa Mayi M. Lancewicz (2021, Wydawnictwo NowoCzesne)? Jeśli nie, to świetnie się składa, ponieważ poniżej opowiem Ci trochę o niej. Miłej lektury!

Maya M. Lancewicz-debiutująca autorka pochodząca z Warszawy. Sercem i rozumem jednak jest we Włoszech. Z wykształcenia i zamiłowania italianistka, z przyzwyczajenia i dzieciństwa pływaczka. W wolnym czasie lubi zagłębiać się w wartościową literaturę oraz wyszukiwaniem interesujących nowinek i kontrowersji. Jak sama mówi, traci czas na słuchanie muzyki przy kawie, z listą nowych słówek w języku włoskim i lekturą, której oprawa graficzna, gdyby umiała mówić, to powiedziałaby: “przeczytaj mnie”. Przyjemność sprawia jej myślenie o sobie, jako o włoskiej artystce… Jednak to tylko na razie marzenia, które jak wiadomo są do spełnienia.

Silna chęć w stosunku do czegoś potrafi wysyłać złudny obraz do mózgu, który w takim wypadku ‘widzi’ coś, czego tak naprawdę nie ma. Wizja połączona z nachalnym myśleniem, podnieceniem doprowadza do ciężkiego do okiełznania obezwładniającego obłędu. Czy dotyk, który co noc czuje na swoim ciele Lavinia to jedyny wytwór jej wyobraźni? A może mężczyzna jest istotą żywą, który doprowadza ją do ekstazy z premedytacją? Co ma wspólnego nocny kochanek z zaginioną rodziną? Wyrusz w podróż życia do uroczego włoskiego miasteczka i dowiedz się prawdy.

Czy to o czym tak bardzo marzymy, może się stać rzeczywistością? Jak daleko jest w stanie posunąć się wyobraźnia, żeby zaspokoić pragnienia? Ile przyjdzie zapłacić, żeby z pozoru niemożliwe stało się możliwe? Na te i na wiele innych pytań znajdziesz odpowiedź w debiutanckiej powieści Pani Mayi M. Lancewicz, pod tytułem “Ze snu…”. To tutaj przeżywamy przygody z główną bohaterką, która jest niewidoma. Dzięki czemu ma wyostrzone inne zmysły, w tym wyobraźnię. Snucie wizji jednak nie zawsze kończy się tak, jakby chciała. Jest to historia o samotności, ale także potężnej sile, która nie pozwala się poddać, zagrzewa do walki. To również powieść, która ukazuje, jak bardzo życie potrafi być przewrotne.

Do debiutów zawsze podchodzę ostrożnie, bo zwykle kończą się w dwojaki sposób. Albo jestem zadowolona i jest mi mało, czuję niedosyt, albo jestem zdegustowana i czekam, tylko aby jak najszybciej zakończyć nieciekawą książkę. W przypadku “Ze snu…” pasuje mi niestety druga opcja, ta lektura to zupełnie nie moja bajka. Dlaczego? Zacznę od początku: po pierwsze, liczyłam na coś bardziej dynamicznego, tymczasem zastałam w większej części historię, która jest opisowa, dialogów jak na lekarstwo. Po drugie, nie przypadł mi do gustu styl pisania, jest lekki, jednak ma coś w sobie, co ciężko mi jednoznacznie nazwać, a irytowało mnie to, w jaki sposób została książka napisana. Nie potrafiłam wgryźć się w treść. Chociaż pierwsze strony zapowiadały się kapitalnie, tak im dalej, tym było gorzej.

Narracja jest poprowadzona w trzeciej osobie, wartkość leży, a bohaterowie są jacyś dziwni, z którymi nie mogłam załapać porozumienia, wydawali mi się momentami sztuczni. Czyli podsumowując całokształt: opis mnie bardzo zaciekawił, wydawał się mroczny. Spodziewałam się, że takowa też będzie książka, jednak nic bardziej mylnego. Tutaj wysuwa się naprzód znane powiedzenie, które brzmi: nie oceniaj książki po okładce. Fakt faktem, że pierwsze strony podobały mi się, jednak im dalej, tym bardziej czułam się znudzona. Za dużo opisów, za mało dialogów. Co tutaj więcej pisać. “Ze snu…” to nie mój klimat. Jednak z pewnością spodoba się bardziej Paniom, niż Panom ze względu na wplecenie romantycznych aktów. Osobiście nie polecam.




Wydawnictwo: NowoCzesne
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 149
Gatunek: powieść obyczajowa
Moja ocena: 3/10








mylivesignature-1

Brak komentarzy: