"Kilka sekund od śmierci"
Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2013 rok
Liczba stron: 400
Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po tę pozycję, gdyż bez znajomości poprzedniej części z cyklu: Mickey Bolitair pod tytułem „Schronienie” obawiałam się, że nie zrozumiem pewnych kwestii, a nawiązania do poprzedniego tomu zniwelują przyjemność czytania. Pozytywne opinie i przyciągająca wzrok okładka skłoniły mnie do zaburzenia swojej pierwotnej zasady – czytania w kolejności, i zagłębienie się w tekst „od środka”.
Na wspomnianej już oprawie graficznej widzimy tylko dłoń oraz czarne tło. Owa część ręki posiada nienaturalne barwy- rysują się na niej zwiędłe liście. Wyobraźnia pobudzona takim widokiem podpowiada, że całość ma przywoływać skojarzenie ze śmiercią – jest to dłoń człowieka, który już nie żyje.
Harlan Coben to jeden z najbardziej charakterystycznych amerykańskich pisarzy, rozpoznawany szczególnie przez miłośników dreszczowców. Znany przede wszystkim z ponad dwudziestoletniej serii thrillerów z udziałem Myrona Bolitaira – utalentowanego koszykarza, który upodobał sobie wpadanie w tarapaty. „Kilka sekund od śmierci” jest kontynuacją cyklu „Mickey Bolitair”, która opowiada o przygodach bratanka wspomnianego wcześniej Myrona.
Młody Bolitair w II części trylogii kontynuuje poszukiwania prawdy o losie swojego ojca. Przebłyski w jego głowie ukazują scenę wypadku samochodowego oraz postać człowieka łudząco przypominającego nazistowskiego zbrodniarza z czasów II wojny światowej. „Rzeźnik z Łodzi” – bo tak brzmi przydomek SS-mana, miał zabrać ciało ojca Mickeya do karetki. Nastolatek swoje nadzieje pokłada w byłej więźniarce obozu w Auschwitz – Lizzy Sobek.
„Nietoperzyca” niestety nie jest skora do pomocy. Kompanami młodego Bolitaira są jego przyjaciele Ema oraz Łyżka. Ema to inteligentna, ale zarazem introwertyczna nastolatka, która solidarnie pomaga w rozwiązaniu zagadki. Dodatkowym wątkiem jest makabryczna zbrodnia dokonana na matce dziewczyny, która podoba się głównemu bohaterowi – Rachel Caldwell. Idący w ślady swojego wuja Mickey cały czas musi postępować rozważnie. Zabójca przebywa na wolności i może zaatakować kiedykolwiek, nawet w najmniej oczekiwanym momencie.
Harlan Coben znany jest z zamiłowania do nieprzewidywanych zwrotów akcji. Czytelnik nigdy nie ma gwarancji, czy za moment nie wydarzy się coś, co wywróci do góry nogami całą sytuację. Nie inaczej było w przypadku pozycji „Kilka sekund od śmierci”. Wstęp robił wrażenie strasznie przeplatanego. Ciężko było mi zrozumieć co, kto, gdzie, kiedy i jak. Na szczęście koniec końców do wszystkiego można było w swoim czasie dojść.
Postaci (nie zapominajmy o ich wieku) cechowały się nadzwyczajną odwagą, tak jakby autor zupełnie zapomniał, że opisuje jeszcze dzieci. Nie byłabym w stanie wyobrazić sobie nastolatka stawiającego czoła bezwzględnemu przestępcy. Niekiedy czuje się również, że Coben nie do końca wiarygodnie opisuje emocje tak młodych ludzi, są one zbyt mocno przekolorowane, do tego stopnia, że tracą na wiarygodności, co w dużym stopniu niekorzystnie wpływa u mnie na odbiór tekstu.
Mimo tego, że zwroty akcji dodają pikanterii tej powieści, to niestety dla mnie całość stała się za bardzo chaotyczna, sztuką było połapać się w fabule, kiedy dobrze nie zakończył się jeden wątek, a tu nagle autor postanowił zagrać z czytelnikiem i wpleść kolejny jeszcze bardziej zagmatwany motyw. W niektórych momentach czytanie tej książki stawało się męczarnią.
Mimo pierwszego pozytywnego wrażenia, kilka elementów, o których wspomniałam wyżej skutecznie odsunęły mnie od tej pozycji do tego stopnia, że na chwilę obecną i pewnie nie jest tutaj mowa tylko o czasie teraźniejszym, a o przeszłości, Panu Cobenowi podziękuję.
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html

Na wspomnianej już oprawie graficznej widzimy tylko dłoń oraz czarne tło. Owa część ręki posiada nienaturalne barwy- rysują się na niej zwiędłe liście. Wyobraźnia pobudzona takim widokiem podpowiada, że całość ma przywoływać skojarzenie ze śmiercią – jest to dłoń człowieka, który już nie żyje.
Harlan Coben to jeden z najbardziej charakterystycznych amerykańskich pisarzy, rozpoznawany szczególnie przez miłośników dreszczowców. Znany przede wszystkim z ponad dwudziestoletniej serii thrillerów z udziałem Myrona Bolitaira – utalentowanego koszykarza, który upodobał sobie wpadanie w tarapaty. „Kilka sekund od śmierci” jest kontynuacją cyklu „Mickey Bolitair”, która opowiada o przygodach bratanka wspomnianego wcześniej Myrona.
Młody Bolitair w II części trylogii kontynuuje poszukiwania prawdy o losie swojego ojca. Przebłyski w jego głowie ukazują scenę wypadku samochodowego oraz postać człowieka łudząco przypominającego nazistowskiego zbrodniarza z czasów II wojny światowej. „Rzeźnik z Łodzi” – bo tak brzmi przydomek SS-mana, miał zabrać ciało ojca Mickeya do karetki. Nastolatek swoje nadzieje pokłada w byłej więźniarce obozu w Auschwitz – Lizzy Sobek.
„Nietoperzyca” niestety nie jest skora do pomocy. Kompanami młodego Bolitaira są jego przyjaciele Ema oraz Łyżka. Ema to inteligentna, ale zarazem introwertyczna nastolatka, która solidarnie pomaga w rozwiązaniu zagadki. Dodatkowym wątkiem jest makabryczna zbrodnia dokonana na matce dziewczyny, która podoba się głównemu bohaterowi – Rachel Caldwell. Idący w ślady swojego wuja Mickey cały czas musi postępować rozważnie. Zabójca przebywa na wolności i może zaatakować kiedykolwiek, nawet w najmniej oczekiwanym momencie.
Harlan Coben znany jest z zamiłowania do nieprzewidywanych zwrotów akcji. Czytelnik nigdy nie ma gwarancji, czy za moment nie wydarzy się coś, co wywróci do góry nogami całą sytuację. Nie inaczej było w przypadku pozycji „Kilka sekund od śmierci”. Wstęp robił wrażenie strasznie przeplatanego. Ciężko było mi zrozumieć co, kto, gdzie, kiedy i jak. Na szczęście koniec końców do wszystkiego można było w swoim czasie dojść.
Postaci (nie zapominajmy o ich wieku) cechowały się nadzwyczajną odwagą, tak jakby autor zupełnie zapomniał, że opisuje jeszcze dzieci. Nie byłabym w stanie wyobrazić sobie nastolatka stawiającego czoła bezwzględnemu przestępcy. Niekiedy czuje się również, że Coben nie do końca wiarygodnie opisuje emocje tak młodych ludzi, są one zbyt mocno przekolorowane, do tego stopnia, że tracą na wiarygodności, co w dużym stopniu niekorzystnie wpływa u mnie na odbiór tekstu.
Mimo tego, że zwroty akcji dodają pikanterii tej powieści, to niestety dla mnie całość stała się za bardzo chaotyczna, sztuką było połapać się w fabule, kiedy dobrze nie zakończył się jeden wątek, a tu nagle autor postanowił zagrać z czytelnikiem i wpleść kolejny jeszcze bardziej zagmatwany motyw. W niektórych momentach czytanie tej książki stawało się męczarnią.
Mimo pierwszego pozytywnego wrażenia, kilka elementów, o których wspomniałam wyżej skutecznie odsunęły mnie od tej pozycji do tego stopnia, że na chwilę obecną i pewnie nie jest tutaj mowa tylko o czasie teraźniejszym, a o przeszłości, Panu Cobenowi podziękuję.
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
Etykiety:
"Krok trzeci"
Bartosz Szczygielski
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2020 rok
Liczba stron: 400
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
PREMIERA: 29 STYCZNIA 2020
Do przeczytania książki zachęciły mnie dwa ‘powierzchowne’ elementy: pierwszy i w tamtym momencie najważniejszy to bardzo dobra prezentacja twórczości przygotowana przez Grupę Wydawniczą Foksal. Kolejno kuszący do zagłębienia się w treść lektury okazał się być opis, który znajdziemy (jak zawsze) na tylnej okładce - rzucił on jakże mój ulubiony mroczny cień. Drugi element, który przypadł mi do gustu i zadecydował, że to tę a nie inną twórczość wybrałam, jest okładka, bardzo minimalistyczna z widocznymi białymi drzwiami i zakrwawioną podłogą, ma coś jednak w sobie, co przyciąga czytelnika, a przynajmniej mnie. Czy moje początkowe wrażenia zostaną do zakończenia książki takie same? Jeśli chcecie się o tym przekonać – czytajcie dalej.
Bartosz Szczygielski – Autor i recenzent książek, zadebiutował w 2016 roku powieścią „Aorta”. Prywatnie jest absolwentem Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej i Zarządzania WIT. W 2010 roku został wyróżniony w ogólnopolskim konkursie literackim „Pigmalion Fantastyki”. Uwielbia książki, dobry film, tatuaże, popkulturę. Nigdy nie nauczył się pływać, ale jest świetny w malarstwie.
38-letnia Magda jest psychoterapeutką, lubi to co robi, wiedzie z pozoru idealne życie w Warszawie. Zawarła sakrament małżeństwa z przystojnym mężczyzną, ma świetną pracę, piękne mieszkanie. Jednak za drzwiami sypialni panuje nieprzyjemny, dający o sobie znać mrok. Świat bez skazy w pewnym momencie ustępuje miejsce temu mniej perfekcyjnemu, w momencie gdy niewypowiedziane słowa, skrywane tajemnice wychodzą na jaw i nie pozwalają normalnie funkcjonować. Jedna wymiana zdań, jeden cios, zmieniają sielankowe życie w istny koszmar. Ten feralny dzień obudzi demony przeszłości, pozostawiając Magdę z kłamstwami, które nie przestają zadawać jej ran, pytaniami na które nie ma odpowiedzi… Aż tu nagle pojawia się ona i wszystko się zmienia.
Zacznę od tego, że byłam zawiedziona klimatem książki, nijak ma się on do mrocznej strony literatury, trafniejszy gatunek to byłaby powieść obyczajowa na tle kryminalnym. Twórczość przepełniona jest emocjami, bohaterowie przeżywają kolejno samotność, zagubienie, kolejno następstwem rzeczy rodzą się nowe przyjaźnie. Jest to jak do tej pory pierwsza książka w której postać przyjmuje zdradę w sposób cichy, mam na myśli bez kłótni, histerii, można nawet powiedzieć z przymknięciem oka, na wesoło. Bohaterowie są różnorodni, mają unikatowe charaktery, które wyraźnie zostały zarysowane, co dla mnie jest ogromnym plusem, ponieważ postacie nie są nijakie, łatwiej jest się wcielić w ‘rolę’, co sprawia, że książka pochłania w całości i nie pozwala opuścić wyimaginowanego świata zbyt szybko.
Fabuła rozwija się bardzo powoli, potrzeba sporo pokładów cierpliwości, aby przebrnąć przez setki stron ku zakończeniu. Napięcie jest stopniowo budowane, jednak bez większego szału. Nie wiedziałam czego się spodziewać po książce, jednak liczyłam na to, że będzie to całkiem przyjemna twórczość z ogromnymi zawiłościami, wartkością akcji, dreszczykiem emocji. Natomiast dostałam bardzo spokojną, wręcz sielankową powieść, już myślałam, że zostanie wpleciony romans, pasowałby idealnie. Niestety nie zawsze ma się to co się chce. Szkoda, bo w książce drzemał ogromny potencjał. Szału nie było, ale można przeczytać.
‘Wiedziała, że łatwiej pomaga się innym, niż samemu sobie.’
‘Unikanie myślenia bardzo pomagało w życiu.’
‘Najprostsza z możliwych odpowiedzi często była tą najlepszą.’
‘Ludzie nie będą ciebie szanowali, jeśli ciągle będziesz im padać do stóp.’
Etykiety:
"Kołysanka"
Elżbieta Wardęszkiewicz
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2019 rok
Liczba stron: 356

Na wstępie chciałabym podziękować Wydawnictwu Novae Res za danie mi szansy w wykazaniu się przy recenzji do książki Pani Elżbiety Wardęszkiewicz pod tytułem „Kołysanka”. Dziękuję.
„Kołysanka”, już kiedyś czytałam o takim tytule książkę, więc jak zobaczyłam ową twórczość miałam podświadome przekonanie, że może się okazać równie dobrą lekturą jak jej krótsza poprzedniczka. Kropkę nad przysłowiowym ‘i’ postawiła przepiękna oprawa graficzna, przedstawia ona kobietę w pozycji półleżącej na ręce w dłoni trzymającą klucz, a całe ciało opiera się na fortepianie tu też pianinie. Postać ta jest subtelna a zarazem skrywa w sobie jakąś tajemnicę i o jest to co najbardziej lubię. Czy lektura też okaże się być równie fascynująca, o tym piszę poniżej.
Elżbieta Wardęszkiewicz – autorka jak do tej pory trzech książek - „Bez czci i bez wiary” (2015), „Klucz” (2014), oraz „Kołysanka” (2019). Z wykształcenia jest lekarzem medycyny, do jej największych pasji można zaliczyć własną interpretację utworów mistrzów gry na fortepianie takich jak – Beethoven, Schumann, Schubert, Bach, Chopin, List. Prywatnie ma męża, który również zajmuje się twórczością literacką, oraz pieśniami którą autorka uwielbia w podobnym stopniu jak podróże.
Melania i Marcin – główni bohaterzy powieści są udanym małżeństwem, którzy mimo wieku nie rezygnuje z z aktywności zawodowej, oraz snuciu planów na przyszłość, które potem z powodzeniem realizują. Kobieta wciąż jest lekarzem świadoma swojej misji, uwielbia podróżować, bez problemu znajduje na tę czynność czas, w życiu codziennym prowadzi dom i bogate życie towarzyskie. Mężczyzna ma natomiast tendencję do sprowadzania na siebie wszelkich kłopotów. Różnią się od siebie wszystkim, jeszcze więcej ich łączy, starają się siebie nawzajem wspierać tak bardzo jak jest to tylko możliwe, oraz doceniają uczucia jakimi siebie nawzajem adorują. Tymczasem w tej harmonii, sielankowej atmosferze, pojawia się dziecko. Czy uda im się na nowo ‘zdać egzamin z rodzicielstwa’, czy ich zagmatwane relacje z małymi ludźmi poprawią się dzięki pojawieniu się ich wnuczki?
Po dość solidnym wstępie czas przejść do dodania opinii na temat książki. Pani Elżbieta wykorzystuje w swojej lekturze twórczość męża, co jest dość ciekawym zabiegiem, poznajemy styl pisania zarówno autorki jak i jej małżonka. Do plusów dodam jeszcze dwa czasy – przeszły – chwilę przed ogłoszeniem stanu wojennego, oraz w trakcie trwania, oraz czas teraźniejszy, które między wątkami przeplatają się, niekiedy tworząc zamieszanie. Niestety to jest tylko tyle ile znalazłam z pozytywów w twórczości. Podtytułem książki w mojej ocenie jest CHAOS, już tłumaczę dlaczego – nim czytelnik obejrzy się następuje zmienia okoliczności, czasu i miejsca fabuły. Naprawdę trudno jest się połapać co gdzie, jak i kiedy się dzieje. Przydałyby się osobne rozdziały, które byłyby opisanie, na przykład porą dnia, miejscem i kto jest w tej części książki głównym bohaterem, mówcą.
Skoro mowa już o narracji to jest ona prowadzona w pierwszej osobie, to taki pozytyw, który niesie za sobą negatyw – poprzez brak ładu dialogi stają się nieczytelne, trzeba się momentami mocno zastanowić, którą wypowiedź jaki bohater powiedział, nie jest to natomiast takie proste, ponieważ postacie są nijakie, pisarka serwuje nam prawie zerowy opis ich, skupia się naprawdę na podstawach takich jak wygląd zewnętrzny umożliwiający odbiorcy tylko wstępną analizę bohatera – jego rozpoznanie, mam tutaj namyśli na przykład: blond włosy, broda, czy okulary. Dla mnie to jest stanowczo za mało, lubię wiedzieć z kim mam do czynienia.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do lektury, niestety coś poszło nie tak. Męczyłam się zagłębiając się w coraz bardziej w treść. Nie tędy droga. Osobiście mi lektura nie przypadła do gustu i nie polecę jej. A szkoda, bo początek twórczości zapowiadał całą lekturę bardzo dobrze, niestety tak szybko jak pojawiło się owe wrażenie, znikło. Jestem na nie.
@wydawnictwo_novaeres
#novaeres #wydawnictwonovaeres #zaczytani
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html

Na wstępie chciałabym podziękować Wydawnictwu Novae Res za danie mi szansy w wykazaniu się przy recenzji do książki Pani Elżbiety Wardęszkiewicz pod tytułem „Kołysanka”. Dziękuję.
„Kołysanka”, już kiedyś czytałam o takim tytule książkę, więc jak zobaczyłam ową twórczość miałam podświadome przekonanie, że może się okazać równie dobrą lekturą jak jej krótsza poprzedniczka. Kropkę nad przysłowiowym ‘i’ postawiła przepiękna oprawa graficzna, przedstawia ona kobietę w pozycji półleżącej na ręce w dłoni trzymającą klucz, a całe ciało opiera się na fortepianie tu też pianinie. Postać ta jest subtelna a zarazem skrywa w sobie jakąś tajemnicę i o jest to co najbardziej lubię. Czy lektura też okaże się być równie fascynująca, o tym piszę poniżej.
Elżbieta Wardęszkiewicz – autorka jak do tej pory trzech książek - „Bez czci i bez wiary” (2015), „Klucz” (2014), oraz „Kołysanka” (2019). Z wykształcenia jest lekarzem medycyny, do jej największych pasji można zaliczyć własną interpretację utworów mistrzów gry na fortepianie takich jak – Beethoven, Schumann, Schubert, Bach, Chopin, List. Prywatnie ma męża, który również zajmuje się twórczością literacką, oraz pieśniami którą autorka uwielbia w podobnym stopniu jak podróże.
Melania i Marcin – główni bohaterzy powieści są udanym małżeństwem, którzy mimo wieku nie rezygnuje z z aktywności zawodowej, oraz snuciu planów na przyszłość, które potem z powodzeniem realizują. Kobieta wciąż jest lekarzem świadoma swojej misji, uwielbia podróżować, bez problemu znajduje na tę czynność czas, w życiu codziennym prowadzi dom i bogate życie towarzyskie. Mężczyzna ma natomiast tendencję do sprowadzania na siebie wszelkich kłopotów. Różnią się od siebie wszystkim, jeszcze więcej ich łączy, starają się siebie nawzajem wspierać tak bardzo jak jest to tylko możliwe, oraz doceniają uczucia jakimi siebie nawzajem adorują. Tymczasem w tej harmonii, sielankowej atmosferze, pojawia się dziecko. Czy uda im się na nowo ‘zdać egzamin z rodzicielstwa’, czy ich zagmatwane relacje z małymi ludźmi poprawią się dzięki pojawieniu się ich wnuczki?
Po dość solidnym wstępie czas przejść do dodania opinii na temat książki. Pani Elżbieta wykorzystuje w swojej lekturze twórczość męża, co jest dość ciekawym zabiegiem, poznajemy styl pisania zarówno autorki jak i jej małżonka. Do plusów dodam jeszcze dwa czasy – przeszły – chwilę przed ogłoszeniem stanu wojennego, oraz w trakcie trwania, oraz czas teraźniejszy, które między wątkami przeplatają się, niekiedy tworząc zamieszanie. Niestety to jest tylko tyle ile znalazłam z pozytywów w twórczości. Podtytułem książki w mojej ocenie jest CHAOS, już tłumaczę dlaczego – nim czytelnik obejrzy się następuje zmienia okoliczności, czasu i miejsca fabuły. Naprawdę trudno jest się połapać co gdzie, jak i kiedy się dzieje. Przydałyby się osobne rozdziały, które byłyby opisanie, na przykład porą dnia, miejscem i kto jest w tej części książki głównym bohaterem, mówcą.
Skoro mowa już o narracji to jest ona prowadzona w pierwszej osobie, to taki pozytyw, który niesie za sobą negatyw – poprzez brak ładu dialogi stają się nieczytelne, trzeba się momentami mocno zastanowić, którą wypowiedź jaki bohater powiedział, nie jest to natomiast takie proste, ponieważ postacie są nijakie, pisarka serwuje nam prawie zerowy opis ich, skupia się naprawdę na podstawach takich jak wygląd zewnętrzny umożliwiający odbiorcy tylko wstępną analizę bohatera – jego rozpoznanie, mam tutaj namyśli na przykład: blond włosy, broda, czy okulary. Dla mnie to jest stanowczo za mało, lubię wiedzieć z kim mam do czynienia.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do lektury, niestety coś poszło nie tak. Męczyłam się zagłębiając się w coraz bardziej w treść. Nie tędy droga. Osobiście mi lektura nie przypadła do gustu i nie polecę jej. A szkoda, bo początek twórczości zapowiadał całą lekturę bardzo dobrze, niestety tak szybko jak pojawiło się owe wrażenie, znikło. Jestem na nie.
@wydawnictwo_novaeres
#novaeres #wydawnictwonovaeres #zaczytani
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
„Kołysanka”, już kiedyś czytałam o takim tytule książkę, więc jak zobaczyłam ową twórczość miałam podświadome przekonanie, że może się okazać równie dobrą lekturą jak jej krótsza poprzedniczka. Kropkę nad przysłowiowym ‘i’ postawiła przepiękna oprawa graficzna, przedstawia ona kobietę w pozycji półleżącej na ręce w dłoni trzymającą klucz, a całe ciało opiera się na fortepianie tu też pianinie. Postać ta jest subtelna a zarazem skrywa w sobie jakąś tajemnicę i o jest to co najbardziej lubię. Czy lektura też okaże się być równie fascynująca, o tym piszę poniżej.
Elżbieta Wardęszkiewicz – autorka jak do tej pory trzech książek - „Bez czci i bez wiary” (2015), „Klucz” (2014), oraz „Kołysanka” (2019). Z wykształcenia jest lekarzem medycyny, do jej największych pasji można zaliczyć własną interpretację utworów mistrzów gry na fortepianie takich jak – Beethoven, Schumann, Schubert, Bach, Chopin, List. Prywatnie ma męża, który również zajmuje się twórczością literacką, oraz pieśniami którą autorka uwielbia w podobnym stopniu jak podróże.
Melania i Marcin – główni bohaterzy powieści są udanym małżeństwem, którzy mimo wieku nie rezygnuje z z aktywności zawodowej, oraz snuciu planów na przyszłość, które potem z powodzeniem realizują. Kobieta wciąż jest lekarzem świadoma swojej misji, uwielbia podróżować, bez problemu znajduje na tę czynność czas, w życiu codziennym prowadzi dom i bogate życie towarzyskie. Mężczyzna ma natomiast tendencję do sprowadzania na siebie wszelkich kłopotów. Różnią się od siebie wszystkim, jeszcze więcej ich łączy, starają się siebie nawzajem wspierać tak bardzo jak jest to tylko możliwe, oraz doceniają uczucia jakimi siebie nawzajem adorują. Tymczasem w tej harmonii, sielankowej atmosferze, pojawia się dziecko. Czy uda im się na nowo ‘zdać egzamin z rodzicielstwa’, czy ich zagmatwane relacje z małymi ludźmi poprawią się dzięki pojawieniu się ich wnuczki?
Po dość solidnym wstępie czas przejść do dodania opinii na temat książki. Pani Elżbieta wykorzystuje w swojej lekturze twórczość męża, co jest dość ciekawym zabiegiem, poznajemy styl pisania zarówno autorki jak i jej małżonka. Do plusów dodam jeszcze dwa czasy – przeszły – chwilę przed ogłoszeniem stanu wojennego, oraz w trakcie trwania, oraz czas teraźniejszy, które między wątkami przeplatają się, niekiedy tworząc zamieszanie. Niestety to jest tylko tyle ile znalazłam z pozytywów w twórczości. Podtytułem książki w mojej ocenie jest CHAOS, już tłumaczę dlaczego – nim czytelnik obejrzy się następuje zmienia okoliczności, czasu i miejsca fabuły. Naprawdę trudno jest się połapać co gdzie, jak i kiedy się dzieje. Przydałyby się osobne rozdziały, które byłyby opisanie, na przykład porą dnia, miejscem i kto jest w tej części książki głównym bohaterem, mówcą.
Skoro mowa już o narracji to jest ona prowadzona w pierwszej osobie, to taki pozytyw, który niesie za sobą negatyw – poprzez brak ładu dialogi stają się nieczytelne, trzeba się momentami mocno zastanowić, którą wypowiedź jaki bohater powiedział, nie jest to natomiast takie proste, ponieważ postacie są nijakie, pisarka serwuje nam prawie zerowy opis ich, skupia się naprawdę na podstawach takich jak wygląd zewnętrzny umożliwiający odbiorcy tylko wstępną analizę bohatera – jego rozpoznanie, mam tutaj namyśli na przykład: blond włosy, broda, czy okulary. Dla mnie to jest stanowczo za mało, lubię wiedzieć z kim mam do czynienia.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do lektury, niestety coś poszło nie tak. Męczyłam się zagłębiając się w coraz bardziej w treść. Nie tędy droga. Osobiście mi lektura nie przypadła do gustu i nie polecę jej. A szkoda, bo początek twórczości zapowiadał całą lekturę bardzo dobrze, niestety tak szybko jak pojawiło się owe wrażenie, znikło. Jestem na nie.
@wydawnictwo_novaeres
#novaeres #wydawnictwonovaeres #zaczytani
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
Etykiety:
"Głęboki masaż mobilizacyjno-powięziowy kręgosłupa"
Zdzisław Drobner
Wydawnictwo: Vital
Data wydania 2019 rok
Liczba stron: 168
Głęboki masaż mobilizacyjno-powięziowy kręgosłupa – co to właściwie jest? Jaka jest geneza owego ‘rytuału’? Otóż powyższe masowanie jest przede wszystkim rozwiniętą koncepcją Breussa (austriacki naturopata i zielarza, samouk – nie miał wykształcenia medycznego, ani zielarskiego, mimo to eksperymentował, aby uzyskać to co chce. Głównie poszerzał wiedzę na temat wpływu ziół na zdrowie człowieka, ale także jak zwalczać ból, stąd też powstał zalążek masażu, który został nazwany jego nazwiskiem) wzbogaconą o: terapię nerwowo-mięśniową, elementy głębokiego masażu tkanek, oraz koncepcji Chińskiej Tui Na, uwzględniając w tym metodę Gua Sha.
Metody prezentowane w książce są przeznaczone dla osób zaawansowanych – masażystów, fizjoterapeutów, czy ludzi którzy znają bardzo dobrze anatomię człowieka, oraz techniki masażu klasycznego. Nieumiejętne wykonywanie metod przedstawionych w poradniku niesie za sobą wiele poważnych skutków ubocznych.
Zdzisław Drobner – pochodzący z Częstochowy autor książki „Głęboki masaż mobilizacyjno-powięziowy kręgosłupa” i innych lektury o tematyce masażu. Specjalista w dziedzinie masowania chińskiego, akupunktury, oraz wszelkiego rodzaju terapii manualnej. Dzięki swojej ogromnej wiedzy i poświęceniu do jego osiągnięć można zaliczyć między innymi uprawnienia mistrza chiropraktyki nadane mu w Kolonii. Pisarz należy również do Niemieckiego Związku Chiropraktyków (BDC).
Przedstawiona w lekturze metoda masowania kręgosłupa to innowacyjna metoda niezawodna przy wielu dolegliwościach i bólach, na przykład: bóle karku, kręgosłupa, mięśni, a nawet przy rwie kulszowej. Dzięki tej terapii można zminimalizować, a nawet pozbyć się przewlekłego bólu. Opiera się ona na intensywnej pracy z ciałem i rozluźnieniem napięć w okolicach mięśni.
Bardzo ciężko było mi cokolwiek napisać o twórczości. Nie była to łatwa lektura, książka z powodzeniem mogłaby robić za dodatkowy, uzupełniający wiedzę podręcznik dla osób, które już kiedyś wykonywały masaż w wersji podstawowej. Poradnik umożliwia dalszy rozwój, niestety pewnej bariery nie przejdziemy i musi być jakaś baza informacji, która została już wcześniej przetrawiona. Na pewno nie będzie to odpowiednia lektura dla grona czytelników, którzy nie mieli nigdy styczności z jakąkolwiek formą masażu.
Mimo, iż autor starał się wyjaśnić w bardzo obrazowy sposób całą teorię i to dosłownie – umieszczone zostały czarno-białe fotografie, które mają nam – czytelnikom pomóc zrozumieć i prawidłowo wykonać przedstawione metody, to jednak niektóre zagadnienia mogą być niezrozumiałe dla osób dopiero wdrażających się w temat. Książka składa się z wyraźnie zaznaczonych rozdziałów, w których skład wchodzi między innymi: przypomnienie definicji, przebieg zabiegu, masaż energetyczny, wyszczególnienie części kręgosłupa (szyjny, piersiowy, lędźwiowy), oraz dysfunkcje.
Dla osób, które lubią podręczniki naukowe, twórczość będzie wręcz idealna. Dla umysłów mniej ścisłych mimo bardzo przyjemnego stylu pisania może okazać się trudną do zrozumienia, niekiedy przez natłok informacji mogłaby stać się katorgą. Ja osobiście nigdy nie miałam styczności z masażem, więc dla mnie na pierwszy raz było za dużo nowości, o których wcześniej w wersji szczegółowej nie miałam nawet pojęcia. Lekturę przeczytałam, chociaż wiele informacji były zbyt skomplikowane. Szkoda, bo myślałam, że nauczę się czegoś co będę mogła wykorzystać w życiu codziennym. Jednak nic z tego.
Książki nie będę oceniać pod pryzmatem tego, że nie była dla mnie w pewnym sensie zrozumiała, mijało by to się z celem. Sama treść jest godna polecenia i jak najbardziej poprawna, nawet można powiedzieć, że wciąga na tyle na ile może taki gatunek literacki. Dlatego też polecam poradnik dla każdego, jednak wykonywanie masażu radzę zostawić specjalistom. Czytajcie śmiało.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29785-gleboki-masaz-mobilizacyjno-powieziowy-kregoslupa.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html

"Bez litości i przebaczenia"
Mariusz Leszczyński
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2019 rok
Liczba stron: 354

Mariusz Leszczyński – 46 letni autor mrocznych książek, urodzony w Warszawie. Prowadzi własny biznes, a do jego głównych zainteresowań oprócz pisania można zaliczyć: sport, oraz film. Już od młodych lat zajmował się tworzeniem pierwszych opowiadań, które nigdy nie wyszły na światło dzienne. Przez lata ilość napisanych przez niego opowiadań rosła, a jego marzenie, aby pisać dla szerszego grona odbiorców nie dało za wygraną, to był moment przełomowy, wtedy – w 2018 roku powstała pierwsza twórczość - „Krocząc wśród cierni”. W tamtym momencie potwierdziła się również teza samego autora – gdy ma się pasję i ogromne pokłady determinacji, to można osiągnąć co tylko się zapragnie.
W pewnym mieście brutalnych zabójstw nie widać końca, ofiary są dobierane według klucza – muszą być nimi przedstawicielki płci pięknej mające na swoim koncie pewne ‘przewinienie’. Śledztwo prowadzi detektyw Cane, nie jest jednak tak kolorowo jakby mogło się wydawać, bowiem oprawca urządził sobie z organami dochodzeniowymi krwawą grę, w której czas ma ogromne znaczenie, a tak szybko upływa za sprawą martwego punktu, w którym utknęła sprawa. Nieoczekiwanie nastaje obrót zdarzeń w momencie kiedy znika kilkuletnie dziecko – John Belly, a do byłego agenta DEA – Johna Miltona, trafia podejrzany pakunek. Niestety przez następstwo wydarzeń sprawy znacznie się komplikują, wielką niewiadomą staje się kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Co ma wspólnego z tym wszystkim obecny policjant, a zarazem ojciec porwanego chłopca Jeremy Robertson? Czy uda się uratować innych zagrożonych? Co mordercy zrobiły kobiety, że znęca się nad nimi bez skrupułów?
Pierwsze co rzuciło mi się po przeczytaniu zaledwie kilku stron książki to ogrom przekleństw, nie rozumiem po co w taki sposób ‘upiększać’ lekturę, dużo ciekawiej prezentowałaby się twórczość, gdyby inaczej nakreślić emocje bohaterów, niż typowo ‘po polsku’. Kolejnym minusem jest dla mnie narracja, jak ja nie lubię tylko przyglądać się wydarzeniom, tutaj niestety czytelnik nie ma wyboru, dodatkowo przedstawienie zachowań bohaterów jest tak płytkie, że niczego więcej nie dowiadujemy się, niż minimum, wielka szkoda. Bardzo brakowało mi dokładniejszego opisu postaci, w lekturze są tacy nijacy.
Z pozytywnych aspektów to między innymi nakreślenie pory dnia każdego z rozdziałów, brak szczegółowych opisów przyrody, czy też obiektów również pozytywnie wpływa na moją ocenę. Fabuła na ogół jest dynamiczna, toczy się w szybkim tempie, niestety intryga mnie nie zainteresowała, im dalej tym mniej byłam przekonana do książki. Gdyby nie napięcie utrzymujące się od początku aż do końca lektury – poszłaby ona w odstawkę. Wielowątkowość, ten zabieg użył też autor i za to ukłony, gdyż nie można się zgubić przy zmienianiu bohatera, rozdziały są naprawdę dobrze dopracowane, prezentowane wątki to: z udziałem detektywa Cane, zaginionego chłopca – Johna Belly’ego, byłego agenta DEA – Johna Miltona, mordercy. Ogólnie lektura nie jest zła i można przeczytać.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29725-bez-litosci-i-przebaczenia.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29725-bez-litosci-i-przebaczenia.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
Etykiety:
"Zapomnieć przeszłość"
Robert Brygała
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Data wydania: 2019 rok
Liczba stron: 290
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze podobały mi się filmy o katastrofach naturalnych, mam na myśli: powodzie, trąby powietrzne, susze. Niestety do niedawna nie miałam okazji zetknąć się z książką o tematyce interesującej mnie, a tu nagle pojawił się jeden egzemplarz na przysłowiowe wyciągnięcie dłoni, więc pomyślałam sobie – czemu by nie zobaczyć czy książka potrafi dorównać ekranizacji, a może nawet jest lepsza. „Zapomnieć przyszłość” co prawda nie jest o samym potwornym zdarzeniu jakim jest huragan Katrina a o skutkach po nim, a szkoda, bo mogłoby być bardzo ciekawie. Już sam opis, który znajdziemy na tylnej okładce mnie zainteresował, więc co by nie marnować czasu przystąpiłam zaraz po nim do czytania, czy było warto o tym piszę poniżej.
Robert Brygała – autor dwóch książek: „Przerwane zdjęcie”, „Zapomnieć przyszłość”. Urodził się w województwie pomorskim – konkretnie w mieście Gdańsk, od kilkunastu lat zamieszkuje w Norwegii. W życiu prywatnym jest szczęśliwym mężem i tatą. W swoich twórczościach pisze o tym co według niego jest najważniejsze w egzystencji ludzkiej – o uczuciach: dojrzewaniu, tęsknocie, zdradzie, wybaczeniu, rodzicielstwie, poszukiwaniu sensu życia i wielu innych. Pisanie jest autora pasją, twierdzi, że przy czytaniu nie można się nudzić.
Wyobraźcie sobie, że nie zostało Wam nic, ani nikt. Żyjecie zupełnie sami w prawie doszczętnie zniszczonym i wyludnionym mieście, a wszystko dzięki huraganowi. Potraficie sobie to wyobrazić? Jeśli nie to na ratunek przychodzi książka Pana Roberta Brygały „Zapomnieć przyszłość”, autor przytacza w niej opisany przeze mnie powyżej wątek. Lektura jest na swój sposób wyjątkowa, którą trudno byłoby umieścić w jednej kategorii, znajdziemy w niej: sensację, dramat, a nawet romans. Cała historia odbywa się na terenach Nowego Orleanu jakiś czas po przejściu huraganu Katrina. To właśnie w tym miejscu i czasie splatają się ze sobą losy bohaterów: Andrei, Bronka, Szweda, Michaela, Margaret, Byrona, oraz Anabef. Każdy z nich posiada ogromne doświadczenie życiowe, i te pozytywne i te o którym nie chcą wspominać. Pewnego razu stają oni na rozstaju dróg, gdzie do wyboru mają: dobro i zło, to od nich zależy którą drogę wybiorą. Czy dobro zwycięży zło? „Czy można być godnym człowiekiem nie postępując za głosem miłości?”?
Tym razem swoją opinię rozpocznę od minusów, czyli elementów, które nie podobały mi się, przeszkadzały w czytaniu, czy też odbiorze lektury. Na pierwszy ogień pójdzie bardzo mały druk, dla osób z wadą wzroku, wertowanie takiej książki może okazać się katorgą. Kolejnym aspektem jest forma książki – napisana została na wzór opowiadania, czytelnik widzi historię z pozycji obserwatora, nie widzi akcji z „pierwszej ręki”, przez co wiele ważnych elementów mu umyka, więc trzeba się domyślać, bądź też narrator podpowie. Ale co to za frajda, kiedy nie ma odbiorcy w centrum wydarzeń.
Brakuje dynamiki, jest ona dosłownie jak taka sinusoida, pojawia się na bardzo przyjemnym, wysokim poziomie, po czym równie „hucznie” znika, żeby znowu się pojawić, a potem to już jej próżno szukać. Więcej aż tak bardzo rażących elementów nie zauważyłam, dlatego teraz czas na pozytywy. Autor świetnie operuje dwoma czasami – teraźniejszym, oraz przeszłym, tak zwana retrospekcja. Najpierw czytelnik dowiaduje się co się wydarzy dużo później, aby następnie zaczął czytać „od początku”, co skutkuje dojściem do wątku rozpoczynającego książkę, a kolejno odkrywana jest intryga fabuły dalej, aż ku zakończeniu historii.
„Zapomnieć przyszłość” ma to do siebie, że dopiero po przewertowaniu sporej ilości stron, zaczyna coś się dziać – na przemian witają nas dreszcze, wzruszenie. Książka opiera się niestety albo stety na w większości opisach, na całe szczęście w mniejszości są one zarysem otoczeń, częściej uczuć, które autor tak bardzo uwielbia, aż naszpikował nimi twórczość od pierwszych stron. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po dziele, chciałam na pewno, aby historia zawarta w egzemplarzu była bardzo dobra, jak zresztą każda, która ląduje w moich dłoniach. Tym razem jednak nie będzie tak kolorowo, mam mieszane uczucia. Były niedociągnięcia, elementy które mi przeszkadzały, ale także wątki, których nie chciałam opuścić – tak zaintrygowały mnie. Moje zdanie do końca zostanie wobec tego podzielone. Można przeczytać.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29608-zapomniec-przyszlosc.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze podobały mi się filmy o katastrofach naturalnych, mam na myśli: powodzie, trąby powietrzne, susze. Niestety do niedawna nie miałam okazji zetknąć się z książką o tematyce interesującej mnie, a tu nagle pojawił się jeden egzemplarz na przysłowiowe wyciągnięcie dłoni, więc pomyślałam sobie – czemu by nie zobaczyć czy książka potrafi dorównać ekranizacji, a może nawet jest lepsza. „Zapomnieć przyszłość” co prawda nie jest o samym potwornym zdarzeniu jakim jest huragan Katrina a o skutkach po nim, a szkoda, bo mogłoby być bardzo ciekawie. Już sam opis, który znajdziemy na tylnej okładce mnie zainteresował, więc co by nie marnować czasu przystąpiłam zaraz po nim do czytania, czy było warto o tym piszę poniżej.
Robert Brygała – autor dwóch książek: „Przerwane zdjęcie”, „Zapomnieć przyszłość”. Urodził się w województwie pomorskim – konkretnie w mieście Gdańsk, od kilkunastu lat zamieszkuje w Norwegii. W życiu prywatnym jest szczęśliwym mężem i tatą. W swoich twórczościach pisze o tym co według niego jest najważniejsze w egzystencji ludzkiej – o uczuciach: dojrzewaniu, tęsknocie, zdradzie, wybaczeniu, rodzicielstwie, poszukiwaniu sensu życia i wielu innych. Pisanie jest autora pasją, twierdzi, że przy czytaniu nie można się nudzić.
Wyobraźcie sobie, że nie zostało Wam nic, ani nikt. Żyjecie zupełnie sami w prawie doszczętnie zniszczonym i wyludnionym mieście, a wszystko dzięki huraganowi. Potraficie sobie to wyobrazić? Jeśli nie to na ratunek przychodzi książka Pana Roberta Brygały „Zapomnieć przyszłość”, autor przytacza w niej opisany przeze mnie powyżej wątek. Lektura jest na swój sposób wyjątkowa, którą trudno byłoby umieścić w jednej kategorii, znajdziemy w niej: sensację, dramat, a nawet romans. Cała historia odbywa się na terenach Nowego Orleanu jakiś czas po przejściu huraganu Katrina. To właśnie w tym miejscu i czasie splatają się ze sobą losy bohaterów: Andrei, Bronka, Szweda, Michaela, Margaret, Byrona, oraz Anabef. Każdy z nich posiada ogromne doświadczenie życiowe, i te pozytywne i te o którym nie chcą wspominać. Pewnego razu stają oni na rozstaju dróg, gdzie do wyboru mają: dobro i zło, to od nich zależy którą drogę wybiorą. Czy dobro zwycięży zło? „Czy można być godnym człowiekiem nie postępując za głosem miłości?”?
Tym razem swoją opinię rozpocznę od minusów, czyli elementów, które nie podobały mi się, przeszkadzały w czytaniu, czy też odbiorze lektury. Na pierwszy ogień pójdzie bardzo mały druk, dla osób z wadą wzroku, wertowanie takiej książki może okazać się katorgą. Kolejnym aspektem jest forma książki – napisana została na wzór opowiadania, czytelnik widzi historię z pozycji obserwatora, nie widzi akcji z „pierwszej ręki”, przez co wiele ważnych elementów mu umyka, więc trzeba się domyślać, bądź też narrator podpowie. Ale co to za frajda, kiedy nie ma odbiorcy w centrum wydarzeń.
Brakuje dynamiki, jest ona dosłownie jak taka sinusoida, pojawia się na bardzo przyjemnym, wysokim poziomie, po czym równie „hucznie” znika, żeby znowu się pojawić, a potem to już jej próżno szukać. Więcej aż tak bardzo rażących elementów nie zauważyłam, dlatego teraz czas na pozytywy. Autor świetnie operuje dwoma czasami – teraźniejszym, oraz przeszłym, tak zwana retrospekcja. Najpierw czytelnik dowiaduje się co się wydarzy dużo później, aby następnie zaczął czytać „od początku”, co skutkuje dojściem do wątku rozpoczynającego książkę, a kolejno odkrywana jest intryga fabuły dalej, aż ku zakończeniu historii.
„Zapomnieć przyszłość” ma to do siebie, że dopiero po przewertowaniu sporej ilości stron, zaczyna coś się dziać – na przemian witają nas dreszcze, wzruszenie. Książka opiera się niestety albo stety na w większości opisach, na całe szczęście w mniejszości są one zarysem otoczeń, częściej uczuć, które autor tak bardzo uwielbia, aż naszpikował nimi twórczość od pierwszych stron. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po dziele, chciałam na pewno, aby historia zawarta w egzemplarzu była bardzo dobra, jak zresztą każda, która ląduje w moich dłoniach. Tym razem jednak nie będzie tak kolorowo, mam mieszane uczucia. Były niedociągnięcia, elementy które mi przeszkadzały, ale także wątki, których nie chciałam opuścić – tak zaintrygowały mnie. Moje zdanie do końca zostanie wobec tego podzielone. Można przeczytać.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29608-zapomniec-przyszlosc.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/01/olimpiada-czytelnicza-2020-styczen.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)